Julian Antonisz. Opowieści cyfrowe

Projekt Sabiny Antoniszczak
Praktyczne sposoby
prof. Krzysztof Kiwerski
prof. Krzysztof Kiwerski: Mieliśmy wspólny język, dlatego że ja też się interesowałem techniką, miałem brata na fizyce, i te same gazety czytaliśmy: Horyzonty Techniki, Młodego Technika, Problemy, Przegląd Techniczny – pamiętam, że on mi cały taki rocznik podarował.
On te wszystkie rzeczy konstruował z materiałów, jakie były dostępne w Polsce, a głównie w składnicach harcerskich. To był jakiś Mały stolarz, Mały mechanik, jakieś enerdowskie zestawy i z tego budował znakomite rzeczy: na przykład te pantografy, które przenosiły rysunek z dużego formatu na mały, te pomysły były po prostu rewelacyjne. Te urządzenia, które pozwalały niewidomym widzieć obraz, na przykład chropograf na fotodiodę, która obserwowała obiekt i później przenosiła półtony na grubość rycia, tak jak w płycie gramofonowej...
Krzysztof Korczyński
Krzysztof Korczyński: To był cudowny konstruktor, Jul potrafił zrobić niezwykłe urządzenia najprostszymi sposobami: przy pomocy Małego Konstruktora – w zabawkach dla dzieci się kupowało te konstrukcyjki takie na śrubkach – plus skrzynka po owocach i tam zapieprza urządzenie, słuchaj, niezwykłe. Ja byłem pod wrażeniem. A technicznie był nieprawdopodobny, wiesz, potrafił robić różne rzeczy. On dźwięk robil bezpośrednio skrobiąc na taśmie, pamiętam te jego cudowne maszyny.
Przypominam sobie jego urządzenie, gdzie – to wszystko, te druty, były pod napięciem, no więc trzeba było uważać i była taka kartka napisana odręcznie przez Jula: „Uwaga, może zabić!”, żeby nie dotknąć przypadkiem. To był ten drapak, Chropograf, który robił skan. Jul miał taką ideę, żeby niewidomy mógł zobaczyć obraz. No genialne, jego maszyny to było coś niezwykłego.
Andrzej Olszański
Andrzej Olszański: Robiliśmy z Julkiem Elektrokapuściochę, coś wiecie na ten temat? Takie paskudne powiedzenie się nam przyczepiło w Studio, ktoś to przyniósł, nie wiem, może Steblecki czy Trojnarski i wszystko to była tak zwana „piździocha”. W związku z tym, że ja nie chciałem używać takiego wulgarnego słowa, to wymyśłiłem „kapuściocha”, które brzmi podobnie, ale jest jakieś przyjemniejsze. I ta „kapuściocha” się też przyjęła w Studio, wszyscy już przeszli na „kapuściochę” i jak wymyśliliśmy z Julkiem, że będziemy robić machinę do filmu, to Julek ją ochrzcił „Elektrokapuściochą”. To była nasza prywatna inicjatywa, wymyśliliśmy przy wódeczce, że trzeba zbudować coś takiego, dobrze nam się wymyślało. To była taka rama jak ploter, która się porusza w dowolnych kierunkach, nie jak np. jego Chropograf, który skanował, natomiast ploter to rysik czy nóż... Postanowiliśmy zgromadzić odpowiednie materiały i ja przyniosłem z domu silniki elektryczne, jakieś selsyny czy coś, bo akurat takie miałem. To co wymyśliliśmy, to w zasadzie był taki ploter, to miało być urządzenie, które kopiuje, w dowolnej skali.
Prace były już nieźle zaawansowane, ale brakło nam wytrwałości, w każdym razie zaniechaliśmy tej produkcji i Julek to wytłumaczył mówiąc: – Słuchaj, rzeczą artysty jest wymyślić, a już wykonawstwo to jakiś rzemieślnik spokojnie może zrobić. W końcu Leonardo też nie wszystkie machiny swoje realizował, ważne, że wymyślił – mówi. I tak się skończyła ta nasza historia. Nawiasem mówiąc gdzieś te silniczki chyba zostały u Julka jako nagromadzony sprzęt. Nie wiem co się z tym wszystkim stało ...
następna opowieść